Symbolicznym początkiem epoki
postmodernizmu w amerykańskiej rozrywce telewizyjnej jest rok 1987,
kiedy po raz pierwszy zdarzyło się, że ten sam serial zyskał
nominacje i nagrody jednocześnie w dwóch wykluczających się
kategoriach - „dramat” i „komedia”. Dzisiaj to norma, ale te
kilkanaście lat temu był to szok dla branży telewizyjnej i
krytyków. Tym serialem było „Na wariackich papierach”, nadawane
przez telewizję ABC w latach 1985-89. Serial dokonał przełomu,
którego echo widzimy do dziś w serialach tak różnych jak „Z
Archiwum X”, „Ally Mc Beal”, „6 stóp pod ziemią”.
Tytuł oryginału –
„Moonlighting” – bliższy jest polskim zwrotom, „fucha” czy
„chałtura”. Chodzi raczej o robotę odwaloną na boku niż o
„wariackie papiery”. Polska telewizja jednak ma dość oryginalne
pomysły jeśli chodzi o tytuły. Dla głównej bohaterki Maddie
Hayes agencja detektywistyczna Blue Moon jest właśnie taką
chałturą. Hayes jest bogatą modelką i agencja jest jej potrzebna
tylko jako wybieg podatkowy ( ponieważ z założenia przynosi
straty). Chałturzy w niej również detektyw amator David Atkinson.
Oboje z różnych przyczyn nie traktują swej działalności
detektywistycznej serio. Jednak obojgu chodzi na udowodnieniu sobie
nawzajem własnej inteligencji - i tylko dzięki temu udaje im się
wspólnie rozwiązywać zagadki.
Nie jest to jednak tasiemcowy
serial detektywistyczny. Intryga kryminalna schodzi na drugi plan, z
czasem na zupełny margines, ustępując miejsca pytaniu, które w
tych latach nurtowało całą Amerykę, czy Meddie i Davida połączy
romans? Serial ten bowiem nawiązując do tradycji intrygi
„sophisticated comedy”, otrzepał z kurzu ten kiedyś popularny,
a dziś zapomniany duet. Błyskotliwy i dowcipny. Brawurowy, ale nie
przeszarżowany. W miarę pikantny , w miarę familijny. Ona –
bogata, starsza, doświadczona, snobistyczna, górująca nad nim
pozycją społeczną i wykształceniem. Zimna blondynka z klasą,
traktująca życie serio. On – bezczelny, rozsadzony przez
chłopięcą wyobraźnię i witalność. Niepoprawny bałaganiarz i
blagier, żyjący z dnia na dzień i szukający dobrej zabawy.
Formalnie będący jej podwładnym, ale nieustannie badający, jak
daleko może się posunąć.
Trudno o mniej dobraną parę,
ale to właśnie nieustannie iskrzące relacje pary głównych
bohaterów zdecydowały o sukcesie serialu. Osią akcji jest wojna
płci toczona na słowne pojedynki, dowcipne, zjadliwe i
inteligentne. Niektóre z serialowych powiedzonek zagościły nawet w
codziennym języku Amerykanów. Maddy i David nigdy nie mogą dojść
do porozumienia, zajadle walczą ze sobą, a każde zawieszenie broni
między nimi jest chwilowe, ale jednocześnie nie potrafią bez
siebie żyć.
Akorzy w dużym stopniu grali
samych siebie. Cybill Shepherd naprawdę była zblazowaną modelką,
która dręczyła śwaiadomość tego,że wszystko, co najciekawsze w
jej życiu, wydarzyło się już kilkanaście lat temu i czeka ją
nieuchronne, lecz komfortowe staczanie się na dno. Shepherd była
nastoletnią miss Tennesee, umawiał się z nią na randki Elvis
Presley, a związek z Peterem Bogdanovichem zaowocował znakomitym
„Ostatnim seansem filmowym”. Inni reżyserzy nie mieli ciekawych
propozycji dla byłej nastolatki, dlatego na planie „Moonlighting”
35-letnia Shepherd miała już sporo upokorzeń zawodowych. Z Willisem – młodszym o 5 lat – było odwrotnie. To była jego
pierwsza poważna rola. I aktor czuł, że wszystko co najciekawsze,
jeszcze przed nim. Rolę bezczelnego detektywa amatora zagrał
brawurowo, zwariowany, dowcipny dominuje nad resztą obsady. Wiele
jego aroganckich odzywek zapadło na długo w pamięć fanów
serialu.
Oczywiście Shepherd nie była
zachwycona tym, że początkujący aktor kradnie jej serial. Jej
kaprysy, mnożące się problemy i konflikty z producentemi,
nieporozumienia z partnerem powodowały, że nigdy serialowi nie
udało się osiągnąć standardowego poziomu 22 odcinków na sezeon.
Ponadto producent Glen Caron nie umiał rozgrywać w nieskończoność
tego flirtu bez romansu. Już na początku drugiej serii Maddie i
David pocałowali się, co zaowocowało spadkiem oglądalności.
Gwoździem do trumny była ciąża
Shepherd – aktorka zażądała półrocznego urlopu, a jej postać
zniknęła z serialu. Oglądalność spadła ktastroficznie. Jednak
przynajmniej ostatni odcinek zrealizowano z klasą – Bruce Willis
prowadzi w nim dochodzenie w sprawie zabójstwa i odkrywa, że
sprawcą są producenci z ABC, którzy po prostu wykreślili dalsze
kwestie ofiary ze scenariusza. Po powrocie do biura zastaje je
zamknięte, a meble wynoszą pracownicy stacji telewizyjnej.
Największy zachwyt krytyków
wzbudził jednak czarno – biały odcinek „Atomowy Szekspir”, w
którym Willis i Shepherd odegrali „Poskromienie złośnicy”.
Odcinek – w całości napisany jambicznym pentametrem – pokazał
w pełni, co oznacza postmodernizm w telewizji. Willis jako Petruchio
przybywa do Padwy na koniu z logo BMW. Zaczyna swoją kwestię od
„Być albo nie być” - ale Lucentio przerywa mu słowami: „To
nie ta sztuka, bałwanie”. Petruchio później czyta gazetę, w której
główny artykuł zatytułowany jest „zamieszki nastolatków na
koncercie Bacha” Takich smaczków było więcej. I właśnie takie
odcinki sprawiły, że „Moonlighting” pamięta się do dziś.
DODO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz