Translate

sobota, 26 grudnia 2015

NA WARIACKICH PAPIERACH






Symbolicznym początkiem epoki postmodernizmu w amerykańskiej rozrywce telewizyjnej jest rok 1987, kiedy po raz pierwszy zdarzyło się, że ten sam serial zyskał nominacje i nagrody jednocześnie w dwóch wykluczających się kategoriach - „dramat” i „komedia”. Dzisiaj to norma, ale te kilkanaście lat temu był to szok dla branży telewizyjnej i krytyków. Tym serialem było „Na wariackich papierach”, nadawane przez telewizję ABC w latach 1985-89. Serial dokonał przełomu, którego echo widzimy do dziś w serialach tak różnych jak „Z Archiwum X”, „Ally Mc Beal”, „6 stóp pod ziemią”.
 
Tytuł oryginału – „Moonlighting” – bliższy jest polskim zwrotom, „fucha” czy „chałtura”. Chodzi raczej o robotę odwaloną na boku niż o „wariackie papiery”. Polska telewizja jednak ma dość oryginalne pomysły jeśli chodzi o tytuły. Dla głównej bohaterki Maddie Hayes agencja detektywistyczna Blue Moon jest właśnie taką chałturą. Hayes jest bogatą modelką i agencja jest jej potrzebna tylko jako wybieg podatkowy ( ponieważ z założenia przynosi straty). Chałturzy w niej również detektyw amator David Atkinson. Oboje z różnych przyczyn nie traktują swej działalności detektywistycznej serio. Jednak obojgu chodzi na udowodnieniu sobie nawzajem własnej inteligencji - i tylko dzięki temu udaje im się wspólnie rozwiązywać zagadki.
 
Nie jest to jednak tasiemcowy serial detektywistyczny. Intryga kryminalna schodzi na drugi plan, z czasem na zupełny margines, ustępując miejsca pytaniu, które w tych latach nurtowało całą Amerykę, czy Meddie i Davida połączy romans? Serial ten bowiem nawiązując do tradycji intrygi „sophisticated comedy”, otrzepał z kurzu ten kiedyś popularny, a dziś zapomniany duet. Błyskotliwy i dowcipny. Brawurowy, ale nie przeszarżowany. W miarę pikantny , w miarę familijny. Ona – bogata, starsza, doświadczona, snobistyczna, górująca nad nim pozycją społeczną i wykształceniem. Zimna blondynka z klasą, traktująca życie serio. On – bezczelny, rozsadzony przez chłopięcą wyobraźnię i witalność. Niepoprawny bałaganiarz i blagier, żyjący z dnia na dzień i szukający dobrej zabawy. Formalnie będący jej podwładnym, ale nieustannie badający, jak daleko może się posunąć.
 
Trudno o mniej dobraną parę, ale to właśnie nieustannie iskrzące relacje pary głównych bohaterów zdecydowały o sukcesie serialu. Osią akcji jest wojna płci toczona na słowne pojedynki, dowcipne, zjadliwe i inteligentne. Niektóre z serialowych powiedzonek zagościły nawet w codziennym języku Amerykanów. Maddy i David nigdy nie mogą dojść do porozumienia, zajadle walczą ze sobą, a każde zawieszenie broni między nimi jest chwilowe, ale jednocześnie nie potrafią bez siebie żyć.
Akorzy w dużym stopniu grali samych siebie. Cybill Shepherd naprawdę była zblazowaną modelką, która dręczyła śwaiadomość tego,że wszystko, co najciekawsze w jej życiu, wydarzyło się już kilkanaście lat temu i czeka ją nieuchronne, lecz komfortowe staczanie się na dno. Shepherd była nastoletnią miss Tennesee, umawiał się z nią na randki Elvis Presley, a związek z Peterem Bogdanovichem zaowocował znakomitym „Ostatnim seansem filmowym”. Inni reżyserzy nie mieli ciekawych propozycji dla byłej nastolatki, dlatego na planie „Moonlighting” 35-letnia Shepherd miała już sporo upokorzeń zawodowych. Z Willisem – młodszym o 5 lat – było odwrotnie. To była jego pierwsza poważna rola. I aktor czuł, że wszystko co najciekawsze, jeszcze przed nim. Rolę bezczelnego detektywa amatora zagrał brawurowo, zwariowany, dowcipny dominuje nad resztą obsady. Wiele jego aroganckich odzywek zapadło na długo w pamięć fanów serialu.
Oczywiście Shepherd nie była zachwycona tym, że początkujący aktor kradnie jej serial. Jej kaprysy, mnożące się problemy i konflikty z producentemi, nieporozumienia z partnerem powodowały, że nigdy serialowi nie udało się osiągnąć standardowego poziomu 22 odcinków na sezeon. Ponadto producent Glen Caron nie umiał rozgrywać w nieskończoność tego flirtu bez romansu. Już na początku drugiej serii Maddie i David pocałowali się, co zaowocowało spadkiem oglądalności.
 
Gwoździem do trumny była ciąża Shepherd – aktorka zażądała półrocznego urlopu, a jej postać zniknęła z serialu. Oglądalność spadła ktastroficznie. Jednak przynajmniej ostatni odcinek zrealizowano z klasą – Bruce Willis prowadzi w nim dochodzenie w sprawie zabójstwa i odkrywa, że sprawcą są producenci z ABC, którzy po prostu wykreślili dalsze kwestie ofiary ze scenariusza. Po powrocie do biura zastaje je zamknięte, a meble wynoszą pracownicy stacji telewizyjnej.
Największy zachwyt krytyków wzbudził jednak czarno – biały odcinek „Atomowy Szekspir”, w którym Willis i Shepherd odegrali „Poskromienie złośnicy”. Odcinek – w całości napisany jambicznym pentametrem – pokazał w pełni, co oznacza postmodernizm w telewizji. Willis jako Petruchio przybywa do Padwy na koniu z logo BMW. Zaczyna swoją kwestię od „Być albo nie być” - ale Lucentio przerywa mu słowami: „To nie ta sztuka, bałwanie”. Petruchio później czyta gazetę, w której główny artykuł zatytułowany jest „zamieszki nastolatków na koncercie Bacha” Takich smaczków było więcej. I właśnie takie odcinki sprawiły, że „Moonlighting” pamięta się do dziś.


DODO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz