Translate

piątek, 26 czerwca 2015

Radio na fali




Jest taki typ brytyjskich filmów, które można oglądać za każdym razem, kiedy ma się gorszy dzień. Kiedy potrzeba jakiegoś czynnika, który pokaże, że świat wcale nie jest taki zły, że nie ma się czym przejmować, że warto po prostu żyć. Z okazji zbliżających się wyników matur, warto z takimi filmami się zapoznać, bo jeśli nie matura, to zawsze można zamieszkać na starym kutrze rybackim i prowadzić kanał radiowy. Nie wierzycie? A właśnie o tym jest film „Radio na fali”. Faktycznie przyznaję, może główni bohaterowie nie rozpoczęli swojej radiowej działalności po nieudanej maturze, ale jedno trzeba przyznać, są grupą pełną dziwaków i indywidualistów, przez co mamy pierwszy plus. Film od początku nie wpada w żadne schematy papierowych i jednowymiarowych postaci (przynajmniej radiowców to nie dotyczy), a choć film jest długi, to od początku sprawia, że jesteśmy ciekawi, co będzie dalej. Akcja rozgrywa się w latach sześćdziesiątych, kiedy to świat potrzebuje ciągłego rytmu rock n’ rolla, aby poczuć energię i wolność. Na audycje czekają wszyscy, od dzieci chowających radio pod poduszką, po tych, którzy tylko udają, że nie są zainteresowani, bo takowych raczej nie ma.Trudno się dziwić, sama z chęcią czekałabym na takie audycje. Nie dość, że dobra muzyka, to jeszcze charyzmatyczni prowadzący. Ponadto obsada motywuje na starcie: Bill Nighy, Nick Frost, Rhys Ifans i Phillip Seymour Hoffman, którzy w kolorowych, ale też eleganckich stylizacjach z mikrofonami podkradają całą naszą uwagę, a to przecież dopiero połowa pojawiających się w filmie postaci.
 
Do całego tego świata wprowadza nas 18-letni Carl, którego matka wysyła na przymusowe wakacje, aby oduczył się ‘’złych nawyków”. Z początku decyzja będzie wydawać się śmieszna, w końcu radiowcy nie słyną z kulturalnego picia herbaty i zajadania ciastek, jednak wbrew pozorom, nie są to ludzie pozbawieni wartości. Carl zostanie nieraz wrzucony na głęboką wodę i zdobędzie wiele doświadczeń i jak to w życiu bywa, nie tylko przyjemnych. Warto też wspomnieć, że rozgłośnia radiowa, którą prowadzą bohaterowie, jest piracka. Dlaczego więc istnieje? Otóż bohaterowie nie przejmują się przepisami i ustawami rządowymi. Dla nich liczy się, aby realizować swoją największą pasję, jaką jest muzyka i to nie tylko w swoim gronie. Oni muszą się nią dzielić.

Żeby zanadto nie przesłodzić, film nie jest bez wad. Przeciwnikiem radia jest brytyjski premier, któremu przeszkadza chaos, wprowadzany według niego przez puszczaną w owym radiu muzykę. Tutaj pojawiają się schematy, które trochę psują film. Premier i oczywiście jego wierny pomocnik są napisani tak jak można się tego spodziewać. Jeden będzie wredny i pozornie bezwzględny, drugi będzie miał śmieszne nazwisko i będzie trochę niezdarny (w założeniu może i ta postać miała bawić, ale wyszło jak wyszło). Cały ten wątek, chociaż łączy się logicznie z filmem, nie wydaje się być szczególnie potrzebny w obliczu wszystkich radiowców i życia na ich kutrze. Tego chcemy widzieć więcej, a polityczne zagrania premiera jakoś niekoniecznie są ciekawe czy nawet w odwołaniu do filmu skuteczne.
 

„Radio na fali” nie jest filmem wybitnym. Jednak  jaka radość byłaby z oglądania tylko tych doskonałych produkcji, skoro nie zawsze dają one taką satysfakcję, jaką uzyskujemy po obejrzeniu czegoś zwyczajnie przyjemnego, bo taki właśnie jest ten film.

ADADA 1

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz