A co tak wstrząsnęło panią Fortabat? Przecież akcja dzieje się w renesansie i mówi o jeszcze jednym odkryciu. Odpowiedzialny za to odkrycie jest tytułowy anatom- Mateusz Kolumb. A znalazł to "czego na próżno od zamierzchłych czasów szukali czarownicy, magowie, władcy, dramaturdzy, wreszcie wszyscy zakochani śmiertelnicy", czyli łechtaczkę.
Oryginalny pomysł na fabułę, ale nie jest to bynajmniej historia poszukiwań
"amor veneris"- jak nazwał to miejsce Kolumb- ale fascynująca
opowieść o miłości. O tragedii opartej na zasadzie trójkąta uczuciowego. Bardzo
dziwny to trójkąt. Z jednej strony mamy najsłynniejszą i najpiękniejszą
prostytutkę w Wenecji, Monę Sofię. Potwora o cudownej powierzchowności, kobietę
pozbawioną jakichkolwiek uczuć, cyniczną, zmierzającą po trupach do celu. Z
drugiej strony- pobożną, cnotliwą Ines pochodzącą ze znakomitego florenckiego
rodu. Była bogatą wdową żyjącą surowo i po franciszkańsku "Można
powiedzieć, że kroczyła bez przeszkód ku świętości". Wierzchołek tego
trójkąta stanowi właśnie Mateusz Kolumb, ambitny, inteligentny chirurg. Tym, co
go napędza do działania ,jest obsesyjna miłość do Mony Sofii. Aby przełamać jej
obojętność, cały swój czas poświęca na "znalezienie magicznego klucza do
serca kobiety". Bawił się w farmaceutę, eksperymentował z ziołami,
podróżował po świecie. Ale pomógł mu dopiero przypadek. Lecząc cnotliwą Inez,
odkrył, że z letargu budzi ją dotykanie pewnej części ciała, której wcześniej
nie widział. Odkrycie zaowocowało nie tylko książką, ale i miłością Inez.
Mateusz trafi za kraty więzienia, oskarżony o herezję, a jego książka
zostaje wciągnięta na indeks ksiąg zakazanych. Jego odkrycie stało się zarówno
zagrożeniem dla porządku społecznego, jak
i dla instytucji Kościoła. Nim tragiczny los dopadnie całą trójkę, najpierw
wepchnie ich na dziwne tory. Zaskakujący trójkąt miłosny, to i zaskakujące zakończenie powieści.
Książka może bulwersować, ale czyta się ja znakomicie. Nie tyle nawet z powodu pełnokrwistych postaci i skandalizującej treści, co dla tła, świetnie nakreślonego. Andahaziemu udało się oddać atmosferę tych czasów, wbrew pozorom mrocznych. Święta Inkwizycja, procesy, sekcje zwłok, nekrofilia, syfilizm, prostytucja, walka o władzę, perwersja i ignorancja. Piorunująca mieszanka, do której można jeszcze dodać szkoły dla kurtyzan i papieża karmionego krwią zabitych młodych dziewczyn. Taki właśnie obraz odrodzenia przynosi nam "Anatom"
Trzeba jednak dodać, że Argentyńczyk oparł swoja opowieść na licznych dokumentach i przywołał autentyczne postacie tego okresu. Andahazi zrywa maskę uładzonego, typowo podręcznikowego wizerunku renesansu i rzuca na niego nieco inne światło. Niektóre sceny i spostrzeżenia są wyjątkowo interesujące, jak ta o zdobieniu męskich genitaliów. "Niemal wszyscy mężczyźni na przyjęciu ubrani byli w obcisłe i jasne rajtuzy, a specjalne tasiemki od pachwin do pasa dodatkowo jeszcze podkreślały męskość elegantów... Wśród wielu ozdób używano też cienkich tasiemek, na których wisiało po kilka dzwoneczków.. W ten sposób damy mogły się od razu dowiedzieć, jakie wrażenie wywierają na panach." Ciekawe jest też spojrzenie argentyńskiego pisarza na problem kobiet w renesansie. Dla niego wiek XVI jawi się jako wiek kobiet, którym nie wystarcza już spokój domowego ogniska: "Na scenie domowej, gospodarczej, intelektualnej i publicznej, w sytuacjach konfliktogennych i ludycznych - wszędzie w każdym przejawie życia społecznego napotykamy kobietę. Na ogół jest niezbędna przez swe powszechne funkcję, lecz uczestniczy również w zdarzeniach, które tworzą, przekształcają i szarpią społeczeństwo". Powiązanie tego z odkryciem "amor veneris " jest nieco odważne, ale wydaje się, iż pytanie, które pada w książce, zyskało odpowiedź w XX wieku:
„Co by się stało ze światem ,gdyby córki Ewy odkryły, że między nogami mają klucze do nieba i piekła.”
Avangarda
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz