Translate

sobota, 21 marca 2015

Whiplash!

   
źródło obrazu: youtube.com

Marzenia są nieodłącznym elementem życia każdego człowieka na ziemi, jestem pewna, że każdy z nas ma ich co najmniej kilka. Jednak nierzadko marzenia kończą się tam, gdzie się zaczęły - w naszej głowie. Często są one tak odległe, że nawet nie wierzymy, że kiedykolwiek mogą się one spełnić. Lecz co zrobimy, gdy los uśmiechnie się do nas choć o drobinę i popchnie nas w stronę naszych snów? Jak dużo jesteśmy w stanie dla nich zrobić? Czy damy radę poświęcić wszystko?
   Osobą z marzeniami i jednocześnie wysokimi ambicjami z pewnością jest główny bohater filmu „Whiplash”, reżyserii Demiena Chazelle'a, Andrew, czyli dziewiętnastoletni chłopak, który dostał się do najlepszej szkoły muzycznej w Nowym Jorku, dla którego całym życiem jest perkusja. Aby spełnić swe marzenia ten młody perkusista przechodzi przez ścieżki krwi, potu, łez, wyrzeczeń i upokorzeń, których wciąż dodaje mu jego nauczyciel, zasłużony muzyk, zakochany w jazzie, Fletcher.
Fabuła filmu, nie da się ukryć, jest przewidująca. Z początku bohater nie ma nic, z wyjątkiem marzeń, a na koniec ma wszystko, jednak trzeba przyznać, że film jest poprowadzony tak, że trzyma w napięciu do ostatniej minuty i przyznaję się, że od początku do końca oglądania byłam nim zachwycona, lecz dopiero teraz zaczęłam zastanawiać się nad całością, a dokładniej nad postawą głównego bohatera. Postać drugoplanowa, wspomniany wcześniej Fletcher, którego swoją drogą świetnie zagrał J. K. Simmons, zapewne wychodzi z założenia, że wspieranie swoich podopiecznych nie pomoże im dotknąć szczytu sławy, z jednej strony na podstawie losu Andrew można stwierdzić, że do dobry sposób, jednak z drugiej strony zaczynam się zastanawiać, czy to nie za dużo? Czy człowiek, który zgadza się na liczne obrażanie siebie, swoich rodziców, przemoc względem własnej osoby jest zdrowy psychicznie i czy nie jest aby masochistą? Rozumiem, że sława to coś, o czym marzy nie jeden, lecz czy bierzemy wtedy pod uwagę fakt, w jaki sposób do tej sławy dojdziemy? Dla mnie to za dużo i to nie przez wcześniej wspomnianego tyrana, którego można w każdej chwili wywalić z pracy, a jego uczniów, którzy na to wszystko się zgadzają. I znów zadaje sobie pytanie, ile człowiek jest w stanie znieść? Jestem zdania, że nie ważne skąd pochodzisz, ile masz pieniędzy czy jakie znajomości posiadasz, jeśli człowiek ma prawdziwy talent, ambicje i zapał wdrapie się na na sam szczyt i wcale nie musi polegać na nikim innym, jak właśnie polegał Andrew na Fletcherze, który zapewne myślał, że przepustką do sławy jest jego nauczyciel, a przynajmniej zapewne tak chciał to pokazać reżyser, lecz wydaję mi się, że ma to drugie dno, jedyne o czym marzył Andrew to zaimponowanie komuś, kto odniósł sukces. I to o wiele bardziej do mnie przemawia, w końcu o czym bardziej człowiek marzy niż o bycie lepszym od innych? I teraz widzę to doskonale, łatwo to ujrzeć, kiedy Andrew mimo wypadku samochodowego, nie przejmując się swoim zdrowiem, pędzi cały zakrwawiony i zapewne obolały na konkurs, gdzie czeka nie tyle wygrana co Fletcher. I to właśnie w tym momencie filmu widać jak bardzo głównemu bohaterowi zależy na zaimponowaniu muzykowi. No i oczywiście mu się udaje.
   Uważam mimo wszystko, że film „Whiplash” jest wart obejrzenia, gdyż zawiera on wiele ciekawych wątków. Z pewnością jest on przestrogą, abyśmy uważali, czego tak naprawdę pragniemy i zwrócić uwagę na to, w jaki sposób chcemy do tego dotrzeć, aby nie zatracić i nie zgubić się gdzieś po drodze
 spełniania naszych najskrytszych marzeń.  

                                      


Wioleta Kaczorowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz