
Warto
zacząć od tytułu, który jest bardzo sugestywny, a który objaśnia sam autor we wstępie.
Sytuacja jest wzięta z życia.
Autobus pełen dzieci, podzielony
dokładnie na dwie grupy, dwie wyznaczone strefy, dwa światy – chłopcy i
dziewczynki:
Z sekcji
dziewczęcej dobiegał szczebiot. Podawały sobie nawzajem jakieś pluszowe
zwierzątko… Pluszowy potwór z przygłupawym uśmiechem wędrował z rąk do rąk, za
każdym razem wywołując nowa falę zachwytu. Trwało to jakieś pól godziny. Na
fotelach za mną siedzieli dwaj chłopcy, okularnicy z wysokimi czołami. Ich
rozmowa trwała całą trasę Paryż – Praga. Całkowicie poważnie i ze wszystkich
stron rozpatrywali problem- Czy gówno się pali?
Sabach
w trzech opowiadaniach ( ja skupię się na najdłuższym i najciekawszym Woda z sokiem) zwraca właśnie szczególną uwagę na sprzeczności widoczne
między płciami. Narrator wcześnie dostrzega rozbieżności w zachowaniu i
traktowaniu dziewczynek i chłopców:
O ile
pamiętam, dziewczyny wiecznie rysowały księżniczki. Właściwie nie księżniczki,
lecz jedną i tę samą księżniczkę . To
chyba była jakaś Barbie tamtych lat.
Jeżeli 99 procent dziewczynek dzień w dzień rysuje miliony takich samych księżniczek bez najmniejszego
rumieńca, bez śladu wysiłku i bez fantazji, to do dzisiaj nikt mi nie wciśnie, że z tymi dziewczynkami
wszystko jest ok. Chłopcy rysowali kowbojów, auta, ale głównie bitwy, gdzie
wszystko wrzało, gdzie eksplodowały samoloty i czołgi, gdzie wśród wrzawy i
dymu rodził się dramat akcji…
Z
biegiem lat różnice między kobietami i mężczyznami jeszcze się pogłębiają. Mąż
musi się nauczyć języka żony. „Nie czytaj długo...” znaczy: „Zgaś światło!”, a szczebiotliwe: „Śniadanie!” można przetłumaczyć na: „Przestań się byczyć,
chłopie! Andulka, jego żona, jest kreatywną i
inteligentną kobietą, więc często iskrzy w ich związku. Potrafi rzucić w niego
talerzem z zupą za to, że ten ją powąchał; a to że miał szczęście i nie trafiła załatwiało problem. Co ciekawe - narrator dopuszcza ją do głosu, a bohaterka lubi podważać,
negować jego opowieść. Tworzy to zabawny kontrapunkt dla jego męskiego punktu
widzenia. Ona obiektywna, spokojna i rzeczowa, on emocjonalny, hiperboliczny i ironiczny. Wojna płci” nie ma zresztą ani
dramatycznego ani destrukcyjnego charakteru, naznaczona jest pewną
harmonią i porozumieniem, a na pewno
poczuciem humoru narratora :
Do pierwszego poważnego konfliktu między A i mną doszło w kuchni. Było po niej widać, że w jakiś sposób przeszkadza jej fakt, że zachowuję się tam tak niezależnie... Widziałem, jak nerwowo przygląda się brudnym garom. Po cichu stanęła przy zlewie i zaczęła płukać naczynia... No dobra, to jeszcze jakoś zniosę.Ale nagle patrzę, a ona zmniejszyła mi ogień pod jednym garnkiem.ZMNIEJSZYŁA MI OGIEŃ ! Stanąłem jak wryty. Potem krzyknąłem
-Zostaw ten gaz w spokoju!
Odwróciła się, mówiąc :
-Wybacz, ale był za duży
-Nie był za duży, atak w ogóle po co się wtrącasz?!- krzyczałem-Do cholery, kiedy ja gotuję, to ja gotuję! Ja ci się nie wtrącam do twojego gotowania.
Dalej jest równie smakowicie, bo jak mówi narrator :
Toczyliśmy bój w domu o każdy centymetr.
A
wszystko na tle chorego, absurdalnego ustroju komunistycznego. Krytyka komunizmu
pozbawiona jest jednak goryczy i nienawiści, skrzy się humorem. Ojciec narratora, zagorzały komunista, w domu umieścił gazetkę ścienną, gdzie między innymi zamieszczał opracowany przez siebie jadłospis na cały tydzień, a matka codziennie przygotowywała zupełnie coś innego. Legendą rodzinną obrastały podróże ojca po krajach sąsiedzkich, skąd przywoził dowody na genialność technicznej myśli socjalistycznej. Tak trafiły do narratora plastikowa łyżeczka do herbaty z NRD, która w ciepłym płynie się stopiła, czy nietłukąca się szklanka z Polski rozbita w pył przez starszego brata.Podobnych głupot ówczesnego systemu w opowiadaniu nie brakuje
Książka
jest lekka, nieskomplikowana, co nie oznacza, że nie porusza ważnych problemów.
Nie znajdziemy tu jednak filozoficznych dysput ani patetycznych opinii.
Opowiadanie to impresjonistyczna zbieranina anegdot, refleksji, historyjek, wspomnień . Nie
brak oczywiście – tak lubianej u Czechów- ironii i groteski. Ale absurd jest
pogodny, naznaczony nutą sentymentalną. Książka bawi, potrafi wywołać salwy śmiechu ( kilka
razy uśmiałem się do łez), ale jednocześnie objaśnia rzeczywistość, przemyca
refleksje i to wcale nie takie banalne. Co jednak ważne- nic nachalnie. A do tego
żywy i krwisty język, komunikatywny i obrazowy. Bardzo dobrze książkę się czyta
Duża przyjemność
Patryk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz