Świetna powieść- zabawna, mądra i znakomicie napisana. Tą powieścią Jaroslav
Rudiś zasłużył na miano kultowego pisarza, przynajmniej naszych południowych
sąsiadów
Ale od
początku. Gdzieś na pograniczu
Niemiec i Czech znajduje się anonimowe
miasto, które kiedyś, w okresie
komunistycznego NRD, zostało dotknięte szarością i nędzą tamtych czasów. Po
zjednoczeniu Niemiec miasto nabrało typowego kapitalistycznego posmaku , a
dawni emigranci wrócili, by zamieszkać w wyremontowanych kamienicach, Znakiem
tych zmian jest budowana pod miastem
autostrada. To w tym mieście
znajduje się tytułowy bar Helsinki, prowadzony przez 40-letniego Olego. Bar
jedyny w swoim rodzaju, zatopiony w przeszłości i to o proweniencji punkowej.
Helsinki"to ostatni taki pub, gdzie można palić, a poza piwem w ofercie jest
ledwie jedna zupa, solanka;jedyny, który otwarty jest w Wigilię ; jedyny, do
którego matki z dziećmi są niewpuszczane, bo narzekają na dym i psują nastrój
innym.
Bar ma
specyficzny, niepowtarzalny klimat , rodem z filmu Soul Kitchen Fatiha Akina.
Nawiedzają go wszelkiego rodzaju dziwacy.
Spotkamy tu Cantonę, który dla
piłki nożnej rzucił mieszkanie i małżeństwo, Zrób to sam, który sam sobie zrobił rower, pralkę, a nawet się
mówi, że żonę, Toma, który jest mistrzem świata ściągania z sieci muzyki i ma
ponad tysiąc płyt, których nie ma czasu odsłuchać, czy Franka, wynalazcę historycznych piłkarzyków,
gdzie zamiast normalnych figurek mamy
Stalina, Jezusa czy Draculę. Smakosze rolmopsów z rolmopsów i
wielbiciele sznyta z piwa jeszcze mogą
od czasu do czasu na tyłach baru "obejrzeć kino” w postaci niemych filmów pornograficznych.
Miejsce jest
czadowe, ale rzeczywistość dla Olego przyjazna wcale nie jest. Helsinki
się rozpadają – i w sensie
dosłownym, i przenośnym. Sam Ole bez „tabletki przeciw śmierci” nie
potrafi zacząć kolejnego dnia .Była żona
nie chce z nim rozmawiać, córka jakąkolwiek próbę kontaktu w zasadzie
odrzuca, a knajpę chcą zamknąć włodarze miasta.
Bohater szczęśliwy za bardzo nie
jest, trudno więc dziwić się, że żyje przeszłością A
były to czasy barwne, gdzie pokoleniowym przeżyciem był koncert Die Toten
Hosen. Nie tylko ukształtował punkowską przyszłość Olego i Franka, ale też
spowodował zmiany w życiorysie. Za nielegalną próbę przekroczenia granicy
zostali wyrzuceni ze szkoły i musieli pójść do pracy. Dostali pracę w browarze
, gdzie wyładowywali puste butelki na taśmociąg. To tam poznali Gerharda, który
korkował szczury w butelki, to tam poznali podziemne korytarze ich miasta, to
tam narodził się pomysł stworzenia punkowskiego zespołu Automat, który miał
krótką historię za to burzliwą.
Historia Olego przeplata się z dziennikiem
czeskiej nastolatki ,żyjącej w latach 80 w przygranicznym miasteczku Jeseniku. Dziewczyna to typowy młodociany
buntownik, który stara się olewać system. Marzy o płytach punkowych zespołów,
chodzi na wagary, kłóci z matką, gardzi bratem, który chce dostać się do szkoły
oficerskiej, sypia ze swoim chłopakiem i nieustannie się angstuje. Czyli boi
się. Trochę o to, że awaria elektrowni jądrowej w Czarnobylu jej zaszkodziła, ( ustawiczny ból
gardła ją o tym przekonuje) trochę o to, że jej chłopak zrobił jej dziecko (
ustawicznie jej się spóźnia miesiączka). Jedyną prawdziwą radością jest słuchanie
muzyki takich zespołów jak Dezerter czy Moskwa, a może
ich słuchać dzięki polskiej Trójce. Nie zmienia to faktu , że życie to dla niej totalny syf, co
zresztą dobrze koresponduje z głównym hasłem tego pokolenia No future:
Dzieje się to samo
gówno. Jak się nad tym zastanawiam to dotyczy całego kraju. Włączysz radio i
leci gówno albo Vondrackowa. Włączysz telewizor a tam gówno albo seriale o
komunistach. Wychodzisz na dwór i też gówno co najwyżej spotkasz wysmrodzone
ruskie damulki za którymi dreptają te ich wojskowe marionetki albo widzisz
zgniłe gęby sąsiadów ( pisownia oryginalna, bowiem autorka „Doliny pustych głów” świadomie unika
interpunkcji}
Do
tych dwóch przeplatających się opowieści dołączony jest manifest współczesnej
niemieckiej aktywistki o intrygującym tytule „Atrakcyjni ludzie”.Te trzy formy, tak różne w swojej
strukturze, tworzą jednak bardzo spójną
całość, zazębiają się, przenikają, uzupełniają, a jeszcze zostają spięte klamrą
narracyjną. Całość jest świetnie pomyślana, a jednocześnie podana w przystępny
sposób
Opowiedziana historia ma znamiona
sentymentalne. Jest zderzeniem dwóch różnych światów, dwóch różnych czasów.Warto
przytoczyć słowa samego Rudiśa :
To taka środkowoeuropejska historia
wspólna dla Czechów, Niemców, Polaków. Może wszyscy siedzimy w takich
Helsinkach i gapimy się w przeszłość. To nawet byłoby dobre - usiąść i
zastanowić się, czym był ten rok '89. Rewolucja przewróciła nasze życie do góry
nogami. Otworzyła przed nami możliwości, o których nie śniło się naszym
rodzicom. Ale czy umieliśmy to wykorzystać? Wcale nie jestem pewien, czy
jesteśmy pokoleniem szczęśliwszym i bardziej spełnionym. Ja wprawdzie studiowałem
i mieszkam za granicą, moje książki tłumaczone są na wiele języków i świat stoi
dla mnie otworem, ale są tacy - należy do nich część moich bohaterów - którzy
byli w opozycji przed '89 rokiem i teraz nadal są. Zawsze będą przegrani.
Wierzyliśmy w kapitalizm, który miał nadejść, jak kompletni idioci. Byliśmy
przekonani, że będzie tylko i wyłącznie świetnie. Potrzebowaliśmy sporo czasu,
żeby zrozumieć - a niektórzy do dzisiaj jeszcze tego nie pojęli - że kapitalizm
nie równa się wolności i demokracji, że o wolność trzeba cały czas walczyć. W
Czechach na to, co wydarzyło się w '89 roku, mówimy: ''Velvet Revolution''. To
nawiązanie do zespołu Velvet Underground i kulturowej wolności. Mieliśmy
czadowy koncert, wielką rockandrollową imprezę, po której przyszedł kac.
Ale to
nie tylko powieść o tamtych czasach i tamtym pokoleniu. Także o buncie i
potrzebie buntu. Jaroslav
Rudiš pokazuje, jak żyją dawni buntownicy. Dawny gniew i niezadowolenie zostały, ale zmienił swoją
formę. Punk wciąż się tli w ich sercach-
nie chcą brać udziału w głównym nurcie życia, dla nich Helsinki to taka enklawa
wolności, gdzie nie pieniądze są ważne ani trendy popularności. Hołdują swoim
dziwactwom, bo są one ucieczką od współczesnego świata. Są w tym anachroniczni,
śmieszni, ale też rozczulający.
Książka
pokazuje też, że bunt jest nieśmiertelny, niezależny od politycznych i społecznych sytuacji. Kolejne
pokolenie, choć żyje w innej rzeczywistości, nosi inne ciuchy i słucha innej
muzyki, nadal chce zmieniać świat. Inna sprawa, że jest bardziej radykalne i bardziej destrukcyjne. Ale, jak mawiał
menadżer zespołu Automat, niejaki Malcolm :
”GRUNT TO SIĘ NIE ROZJEBAĆ”
TiM
TiM
pS : na koniec fragment manifestu młodej gniewnej
Bo
dałabyś im spokój, jakby oni dali spokój tobie, ale oni tego nie
zrobią, na nic ci nie pozwolą i chcą tylko, żebyś się wyniosła
z ich ulicy, żeby mieli atrakcyjne i tylko dla siebie,że jedyna
szansa,żeby tam zostać, to być jak oni i mieć na to forsę , ale
ty nie chcesz nigdy być jak oni, bo jednego dnia zobaczyłabyś swój
ryj w lustrze i musiałabyś się na niego zrzygać, nie chcesz
chodzić do ich szklanych biur, nie chcesz nosić krzykliwych
kostiumików, nie chcesz głosować na ich kumpli, zidiociałych
polityków, którzy kiedyś może też byli punk i bunt, ale teraz są
tylko dla siebie i we wszystkim na przekór, nie chcesz wiedzieć ,
co to jest hipoteka, lokata, ubezpieczenie na życie, fundusze
akcyjne i dywidendy, nie chcesz kłamać, być fałszywa, nie
interesują cię te ich przytulne kawiarenki z przytłumionym
światłem i muzyką w windzie, nie chcesz nawet ich dizajnerskich
sklepów z dizajnerskimi wygolonymi cipami, które sprzedają
dizajnerski dizajn i inne zbędne gówno, a z ich głośników gra im
do tego płaski soulfunk, nie chcesz jeść ich biomarchwi,
biobananów i biochleba z biosklepów z cenami z kosmosu, od których
nie dostaniesz raka, a ludzie po nich srają biogównem, które ponoć
nie śmierdzi, nienawidzisz ich zdrowego trybu życia, ich fałszywych
niby- miłych, niby-wyrozumiałych, niby-mądrych uśmiechów i ich
wypolerowanych, ręcznie szytych skórzanych butów i dobrze
skrojonych drogich szmat, które udają, że wcale nie są drogie, a
które zrobiły dzieci w Chinach, które całymi dniami robią dziury
w spodniach i koszulkach, bo tam według czasopism atrakcyjnych ludzi
mają teraz być, bo to ostatni krzyk mody, nienawidzisz tej ich
pustej słownej sraki o medytacji, rodzinie, ekologii, tolerancji i
zrównoważonym rozwoju, robi ci się niedobrze od ich wspólnego
żalu z powodu trzęsienia ziemi na drugim końcu planety, jak tam
właśnie umierają dzieci, które im uszyły te ich drogie szmaty, a
atrakcyjni ludzie zachowują się tak,że strasznie im z tego powodu
smutno, i wierzą ,że oni nigdy nie umrą , a wieczorem na znak
niby- współczucia wszyscy na rozkaz w tej samej pikosekundzie
zapalą w oknie bioświeczkę , a jak tego nie zrobisz, to w ich
oczach jesteś dość dziwna i zła, bo nie współczujesz i nie
wylewasz łez na rozkaz Barbie TV prezenterki ze sztucznymi cyckami,
wkurwiają mnie....
Kapitalna książka- przeczytałem w jeden dzień. Dosłownie, choć to nie kryminał.Między jednym egzaminem a drugim, ale już byłem bliski rzygania. A książka uratowała mnie- odreagowałem jak rzadko kiedy. Szybko się czyta, postacie intrygują i są zabawne, a opisywana przeszłość porywa, mimo iż to czasy komunizmu. Autentycznie miałem ochotę się cofnąć do tamtej epoki, zwłaszcza że przede mną egzamin z chemii. Ale teraz idę na miasto szukać punku, cokolwiek to znaczy.
OdpowiedzUsuńPatryk