Translate

niedziela, 12 kwietnia 2015

SYNEKDOCHA, NOWY JORK



gandalf.com.pl


„Synekdocha, Nowy Jork” jest dziełem zagorzałego miłośnika książek, dawnego, szkolnego aktora
komediowego, a przede wszystkim znanego reżysera Charliego Kaufmana, twórcę
takich filmów jak „Być jak John Malkovich” (1999) czy „Niebezpieczny umysł” (2002).
Po pierwsze, warto poświęcić chwilę uwagi dla samego tytułu filmu. „Synekdocha, Nowy Jork” to według mnie dość nietypowa, ale też trochę tajemnicza nazwa dla jakiejkolwiek produkcji. Synekdocha sama w sobie oznacza część zamiast całości lub całość zamiast części, wszystko w czymś, albo coś we
wszystkim. Nazwa ta idealnie pasuje do dzieła Kaufmana, o czym sam możesz się przekonać.
Już (a może dopiero tylko?) dwa razy miałam okazję obejrzeć dany film. Skłonił mnie on do pewnych refleksji oraz do zadawania sobie ogromu pytań, na które odpowiedzi nadal nie znam i zapewne nie poznam nigdy. Oto garstka z tych nadal nurtujących mnie pytań oraz zagadnień.

Czy ja żyję naprawdę? Czy moje życie jest prawdziwe? Czy ja
tylko śnię? Czy moje życie to "oczywista oczywistość"? Czy moja
egzystencja nie jest czasem po prostu iluzją? Czymś na rodzaj złudzenia, a może
nawet fałszu? A może moje życie jest tylko sceną teatru, na której deskach
odgrywa się ta codzienna, rutynowa farsa, a ja ze strachem a może nawet
utęsknieniem wyczekuję końca ostatniego aktu? Jeżeli kiedykolwiek postawiłeś
sobie takie lub podobne pytania, powiem krótko: ten film jest właśnie dla
Ciebie. Prawdę mówiąc, nie gwarantuję, że odnajdziesz w nim odpowiedź na
nurtujące Cię pytania, ale jestem pewna, że wniesie on COŚ do Twojego życia, a
nawet nakłoni Cię do innych refleksji na temat ludzkiego istnienia.

Prawdę mówiąc film jest trudny i moim zdaniem przeznaczony raczej dla osób wrażliwych na sztukę.
Wzruszający, nietypowy, a nawet dziwny. Niesamowicie wciągający, chociaż fabuła
nie jest zbyt porywająca. Po pewnym czasie oglądania filmu odnosiłam wrażenie
przeplatania się mojego życia z życiem głównego bohatera, reżysera w średnim
wieku, borykającego się z przeciwnościami losu, które jednak nabierają innego
znaczenia niż problemy w "prawdziwym" życiu. 
                                 
Jako uważny i czujnie obserwujący ukazane zdarzenia widz, dałam się złapać na tym,
że w pewnym momencie sama się pogubiłam. Nie wiedziałam, czy jestem w
"moim" świecie, w rzeczywistości głównego bohatera czy może w świecie
teatru, który tak mocno jest tutaj zaznaczony?
To życie ukazane w filmie, gdzie wszystko łączy się z
teatrem, w którym grana jest sztuka, a w niej kolejna, a w tej jeszcze następna
i tak w kółko, doprowadził do tego, że sama się w tym wszystkim mylnie
zatraciłam, a nawet czułam się poirytowana, że nie mogę racjonalnie objąć tego
dzieła. Po prostu czułam się autentycznie zdezorientowana. Wszystko w nim łączy
się z teatrem, jakby całe życie głównego bohatera było tylko marną grą
wystawianą w nim.​ Jednak film ten jest świetny i bardzo różni się od
wszystkich jakie do tej pory widziałam.

Dzieło to potrafi namieszać w głowie i skłonić widza do
refleksji nad istnieniem człowieka. Porusza interesujące i trudne tematy jak
miłość, życie, choroba czy nawet śmierć. Niecodzienny, z idealnie dobraną
obsadą. Mogę powiedzieć, że jest to film prosto z kosmosu, inaczej nie potrafię
go opisać. I jeżeli szukasz dzieła kultury jako kontekst na maturę to polecam
jeszcze bardziej bo film ten jest istną kopalnią motywów! :)

Gdybym miała ocenić go w mojej prywatnej skali (której
oczywiście nie posiadam) to film ten uzyskałby 9 na 10 punktów. Także nie
pozostaje nic jak tylko oglądać.



Aleksandra Olbryś

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz