Translate

czwartek, 23 kwietnia 2015

CHARLIE

STEPHEN CHBOSKY





Piszę do Ciebie, bo jako jedyny 
mnie rozumiesz...


 

O czym jest książka? Jest po prostu o Charliem, ale nie tylko. Porusza ona również wiele tematów, nad którym warto byłoby się zastanowić.
Pierwszym z nich jest nietolerancja. Dlaczego ludzie potrafią skreślić innego człowieka z listy szacunku, koleżeństwa? Dlaczego wyśmiewają się z niego z powodu gorszego ubrania, źle zrobionej fryzury, braku pieniędzy w portfelu? Czym taka osoba zawiniła? Niczym. Ludzie patrzą na człowieka, wybierają sobie kozła ofiarnego. Dajmy za przykład klasę. Jedna osoba. Musi być samotna, nieśmiała, a najlepiej, aby jeszcze do tego była jakaś śmieszna - w sposobie mówienia, chodzenia, czy czymś tam jeszcze innym. Koledzy i koleżanki z klasy, jeśli oczywiście można ich tak nazwać, postarają się o to, aby tą osobę jeszcze bardziej wyalienować. Głupie zaczepki w jej stronę, znęcanie się. Tak, dzieci są okropne. To one zazwyczaj tak robią, a kiedy dorastają, jest im głupio i próbują odpowiedzieć sobie na kluczowe pytanie. Dlaczego to robiłem/am? I nie potrafią, bo jedynym wytłumaczeniem jest podążanie za innymi. A ono nie przemawia do nikogo, bo każdy na swój rozum.

"Jeśli nie mamy wpływu na to, skąd pochodzimy, do nas należy wybór, w którą pójdziemy stronę"

Charlie jest nieśmiałym, wrażliwym chłopcem, który nawiązuje z nami kontakt poprzez listy. Nie ma on przyjaciół, znajomych i potrzebuje kogoś, kto spróbowałby go zrozumieć, kto chciałby wysłuchać. Tym kimś stajemy się my. Dostajemy od niego kredyt zaufania i miano przyjaciela. Na początku dziwne wydaje się to, że szesnastoletni chłopak pisze w sposób charakterystyczny dla dziecka, a pojmuje świat jak dorosły. Tak- mamy do czynienia z człowiekiem inteligentnym, któremu przydarzyło się coś w życiu. To "coś" określiło go. To "coś" pojawia się dopiero na ostatnich stronach książki, wiec uważny czytelnik będzie brał wszystkie tropy pod lupę, aby wymyślić, co to jest, nim zobaczy to w książce.
Główny bohater w końcu poznaje przyjaciół. Sam i Patricka.
Przybrane rodzeństwo, starsze o trzy lata, które przygarnia go do swojej ekipy. Nie naśmiewają się z niego, nie dostrzegają różnicy wieku, po prostu traktują go jak równego sobie. To właśnie oni spośród najbliższych Charliego wydają się go naprawdę rozumieć. Dzięki tej nowej znajomości życie chłopaka diametralnie się zmienia. Już nie liczy dni do zakończenia szkoły, czekając z niecierpliwością, aż dzień dobiegnie końca. Teraz dla niego ważna jest chwila. Wszystkie momenty spędzone z przyjaciółmi są dla niego wspaniałym przeżyciem. Człowiek samotny tak naprawdę nie istnieje. Jest zawieszony gdzieś pomiędzy rzeczywistością a pustą przestrzenią. On wegetuje. Bliskość potrafi wszystko zmienić.
Aczkolwiek nasz główny bohater ciągle boi się powrócić do stanu sprzed "Sam i Patricka" Boi się, że oni go opuszczą. Przez swoją wrażliwość tak naprawdę cierpi. Stawia czyjeś potrzeby ponad swoje. Nie potrafi zaprotestować, wykonać pierwszego kroku. Nie zaprosi miłości swojego życia na randkę, ponieważ obawia się tego, że ona nie chce, nie zerwie z dziewczyną, której ma dosyć, bo myśli, że zrani jej uczucia, nie zaprotestuje, kiedy całuje go przyjaciel gej, bo on jest w potrzasku i skoro tego potrzebuje, to niech to robi. Charlie stara się uszczęśliwić innych, nawet swoim kosztem.
Ma ona siostrę, nad której zachowaniem można by się zastanowić. Chodzi ona bowiem z chłopakiem, który ją uderzył. Wymierzył jej siarczysty policzek, a ona mu po prostu przebaczyła. Dlaczego zachowała się tak beznadziejnie jak te wszystkie bite żony, które z sińcami na twarzy uparcie twierdzą, że kochają swoich mężów i to one ich sprowokowały. Tak jakby kwiaty i słowo przepraszam mogły naprawić wszystko. Rzuć szklankę na podłogę, powiedz, że ci przykro i zobacz czy się sama poskłada. Nie? A to zaskoczenie. Książka, a w gruncie rzeczy nauczyciel od angielskiego pokrótce wyjaśnia nam całą sytuację jednym prostym zdaniem.

"Przyjmujemy miłość, jeżeli sądzimy, że na nią zasługujemy"

Na mnie osobiście książka Stephena Chbosky`iego wywarła duże ważenie. Po jej przeczytaniu czułam się troszkę zagubiona. Trudno było mi odłożyć ją z powrotem na półkę. Ciągle pojawiało się pytanie "To już naprawdę koniec? " Wracałam do niektórych fragmentów, wypisałam cytaty oraz wiersz, który mi się spodobał. Można by tu jeszcze rozwinąć parę wątków, zinterpretować sytuację, ale to już zastawiam wam.
Naprawdę polecam tą książkę, jest warta poświęconego czasu.


Na sam koniec chciałabym, abyście przeczytali wiersz zawarty w książce, który idealnie wpisuje się w nią.

Raz na żółtej kartce w zielone linie
napisał wiersz.
Zatytułował go Chops,
bo tak nazywał się jego pies
i o nim był właśnie ten wiersz.
Nauczyciel postawił mu piątkę
i przyznał specjalne wyróżnienie.
Matka uściskała go i powiesiła wiersz na drzwiach kuchni
i odczytywała ciotkom.
To było w roku, kiedy ojciec Tracy zabrał dzieciaki do zoo
I pozwolił im śpiewać w autobusie,
I urodziła mu się siostrzyczka
z małymi paznokietkami i łysą główką.
Jego matka i ojciec ciągle ją całowali,
A dziewczyna z sąsiedztwa wysłała mu
Walentynkę podpisaną rządkiem iksów.
Zapytał wtedy ojca, co to znaczy.
Ojciec zawsze kładł go do łóżka
I zawsze pamiętał, żeby utulić go na dobranoc.


Raz na białej kartce w niebieskie linie
napisał wiersz
I zatytułował go Jesień,
Bo tak nazywała się pora roku
I o tym był ten wiersz.
Nauczyciel postawił mu piątkę
i poprosił go, żeby pisał jaśniej.
Matka tym razem nie powiesiła wiersza na drzwiach kuchni,
bo były świeżo pomalowane .
Dzieciaki powiedziały mu,
że ojciec Tracy pali cygara
I zostawia pety na kościelnej ławce,
które czasami wypalają dziury,
To było w roku, kiedy jego siostra dostała okulary
z grubymi szkłami i w czarnych oprawkach.
Dziewczyna z sąsiedztwa roześmiała się,
kiedy poprosił ją, żeby poszli na spotkanie ze Świętym Mikołajem,
A dzieciaki powiedziały mu,
dlaczego jego matka i ojciec ciągle się całowali.
Jego ojciec już nie utulał go do snu
I wściekał się,
Kiedy go wołał.


Raz na kartce wyrwanej z notesu
napisał wiersz.
Zatytułował go Pytania o niewinność,
bo to pytanie dotyczyło jego dziewczyny
I o tym był ten wiersz.
Profesor postawił mu piątkę
i dziwnie na niego popatrzył,
A jego matka nie powiesiła tego wiersza na kuchennych drzwiach,
bo nigdy go jej nie pokazał.
To był rok, w którym umarł ojciec Tracy,
A on zapomniał,
Jakie jest zakończenie Credo.
Przyłapał siostrę,
Jak obściskiwała się z kimś na werandzie.
Jego matka i ojciec nigdy się już nie całowali
ani nawet nie rozmawiali ze sobą.
Dziewczyna z sąsiedztwa za bardzo się malowała
I kiedy ją całował, dostawał od tego ataku kaszlu,
ale mimo to ją całował,
bo tak się robi.
O trzeciej nad ranem położył się do łóżka.
Jego ojciec głośno chrapał.


I dlatego zaczął pisać kolejny wiersz
na kawałku papierowej torby.
Zatytułował go Absolutnie nic,
Bo o tym był ten wiersz.
Sam sobie postawił piątkę
I cięcie na każdym cholernym nadgarstku.
Powiesił wiersz na drzwiach łazienki,
Bo tym razem nie miał szans dotrzeć do kuchennych drzwi.”


paulina rychlik




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz