PETR SABACH
Jeśli
lubicie się śmiać, jeśli lubicie krótką
formę i inteligentną zabawę – musicie sięgnąć po Pijane banany ( czytelników Gówno się pali nie muszę przekonywać). No i jeśli
uwielbiacie klimaty nostalgiczne rodem z lat 80- tych, bo w te czasy ponownie
zabiera nas autor. Tym razem jednak Sabach nie skupia się na relacjach damsko-
męskich, a ukazuje okres radosnego dojrzewania
głównego bohatera i narratora
jednocześnie.
Rzeczywistość bohatera tworzą głównie dwa światy- domu i
kumpli. Kumpli było dwóch, ale za to bardzo barwnych. Jeden to głuchoniemy
Wicio, dwumetrowy olbrzym o mentalności dziecka, który jednak co chwila
spuszczał komuś łomot ( w konsekwencji matka wciąż piekła „przepraszające”
torty ). Drugi to Honza Brećka- mistrz
prowokacji. Ulubieniec matek, czyściutki, grzeczniutki, inteligentny, w
rzeczywistości drań, który prowokował każdego jak leci. Na przykład w pociągi tak długo patrzył się i uśmiechał
do wybranej ofiary aż ta też się uśmiechała, a wtedy mówił coś takiego, co ten
uśmiech gasiło. Ale potrafił też pójść na całość – na jakiejś wiejskiej
potańcówce, na której znaleźli się przypadkowo, wskoczył na estradę i przez
mikrofon wykrzyczał : Ale gówniana ta wasza popijawa.
Bo ja z Pragi jestem, wieśki buraczane! Pomysłów na zabijanie nudy – zwłaszcza podczas
wagarów – im nie brakowało, np. wybierali sobie jakichś przypadkowych widzów, a
potem udawali że się biją na śmierć i życie
Nie
mniej barwny jest dom bohatera, gdzie prym wiedzie ojczym Bedzio, artysta
rzeźbiarz, a jednocześnie elokwentny alkoholik. Zresztą postaci intrygujących w
utworze nie brakuje, poznajemy Jirka Ptacnika
mistrza absurdalnych konfabulacji
czy pseudointeligenta , towarzysza Rozhonia, który jugosłowiańską reklamę przyprawy do zupy potraktował jako sentencję
łacińską, którą oczywiście udało mu się przetłumaczyć.
Oj
tak- mimo szarości komunistycznego ustroju, tu nudy nie znajdziemy. Za to
otrzymamy szereg anegdot i historyjek, smaczków i słownych perełek. Drobiazgów,
które wywołują uśmiech na naszej twarzy. I które malują koloryt tamtych czasów,
jak słynne ceczki, czyli plastikowe ogniwa do zasłon w kształcie literki „ce”. „ Plastikowe
gówienka” – jak sam nazywa je autor- stały się obiektem szału i środkiem
płatniczym, można je było wymienić za lornetkę czy nawet rower. Aż chce się przenieść do tamtych czasów, choć absurdów tu
nie brakuje
W
tym świecie jednak nikomu też nie
brakuje fantazji. Uosobieniem
niekiełznanej fantazji bohaterów jest wyprawa
samochodem nad morze. Nie mają samochodu, prawa jazdy, pieniędzy, a
morze w Czechach to po prostu abstrakcja, ale spróbować warto
ANEKS
1 Posłuchaj
proponowanego przez autora hitu z tamtych czasów Holky z nasi s kolky. Duet
Kotvald a Hlozek autentycznie wymiata
2 Obejrzyj film Hrebejka Pupendo,
który powstał na motywach „Pijanych bananów”
TiM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz