
Po przyjściu z kółka zalogowałam się na stronę Filmweb z zamiarem ocenienia filmu. Patrzyłam na tą punktację, patrzyłam i nie potrafiłam nic zrobić. 5, 6, 7 - to za mało, ale 8, 9 i 10 to za dużo. Tego filmu po prostu nie da się sklasyfikować. Nie wpisuje się on w żadne ramy. Jest w nim wszystko to, co odbiega od naszej codzienności - ćpanie, homoseksualizm, halucynacje. Nic dziwnego, że w Stanach Zjednoczonych, jak i w innych krajach "Nagi Lunch" wywołał taki skandal.
Oglądając film, czułam zdziwienie i rosnącą
ciekawość - co będzie dalej, co będzie? W pewnych chwilach nawet zgubienie. Czy
się nie przesłyszałam? Jednym z takich momentów była jazda autem głównego
bohatera i opowieść o dupie, która nauczyła się mówić. Mój mózg przetwarzał
informacje z wielkim znakiem zapytania.
Czy on właśnie to powiedział? Film wywołał również we mnie jakiś rodzaj
obrzydzenia, bo w końcu nie jest cudowną rzeczą patrzeć jak mężczyzna naciera
robakowi (mówiącemu!) usta podczas jedzenia precelka. Ani spoglądanie na
człowieka pijącego "orzeźwiającą" ciecz wypływającą z robaka -
maszyny. Ani patrzenie jak chłopak
zostaje zabity podczas gwałtu przez mężczyznę - robaka i to jeszcze w klatce.
(Taaak) Ale z drugiej strony film wywołuje uśmiech na twarzy. Są sceny, kiedy to
komizm przeważa szalę. Przykładem jest Kiki, jego sposób mówienia,
zachowanie, po prostu cały on.
Dzieło Cronenberga w pewnych momentach aż
ociera się o fantazję, ale to jest właśnie fajne. Parzymy na film ze
zdziwieniem na twarzy i pytaniem "Ale jak?!".
A o
czym on jest? Nie potrafię powiedzieć, opisać go ani sklasyfikować, jak zresztą większość,
podejrzewam. Bo to nie jest film po prostu o ćpaniu czy homoseksualizmie. Okej,
można tu wyodrębnić te wątki. Aspekt proszku do dezynfekcji, potem czarnego
mięsa wstrzykiwanego pod skórę, wcieranego w wargi i konsekwencje w postaci
halucynacji. Robaki, które dają tajną misję, a człowiek ją wykonuje. To ociera
się o granicę absurdu. Chyba nigdy nie zapomnę sceny, kiedy wielki robak
paplający się w żółtym proszku mówi, że zaaranżował spotkanie z mężczyzną, aby
zrobić z niego tajnego agenta.
Ważną rolę odgrywa także aspekt pisania. Główny bohater piszący
na maszynie – robaku (wszędzie insekty) stworzył powieść, zresztą o tym samym tytule
co film i nie pamiętał, że coś takiego w ogóle zrobił. Myślę, że była ona
właśnie o tym samym, co widzimy na ekranie. O robakach, proszku i tajnych
agentach. Tak jakbym pisarz żył we własnej powieści. Odgrodził się od świata
grubym murem i był w świecie, który w gruncie rzeczy mu odpowiada, w świecie,
gdzie jest kimś, gdzie ma misję do spełnienia. W nim nie był tylko specem od
dezynfekcji, tam miał wyższy cel narzucony przez kogoś. Tam się liczył.
Podsumowując, na pierwszy rzut oka widać, że
fabuły nie stworzył ktoś, kto nigdy nie zażywał narkotyków. Można wywnioskować,
że pisarz miał z nimi dużą styczność i czuł się tak jak bohater. Nie wątpliwe
również, że halucynacje były jego porządkiem dziennym. Autor utożsamił siebie z
głównym bohaterem. Przeniósł swoje życie na papier, a potem ktoś inny na wielki
ekran. Jest to autobiografia zrodzona z jednej wielkiej halucynacji.
Sumując odczucia, fabułę i emocje- film mi się
podobał. Był dziwny, był inny i odbiegał od współczesnego kina. To właśnie
czyniło go wyjątkowym.
PAULINA RYCHLIK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz