Translate

piątek, 24 kwietnia 2015

DOWCIP





         KRÓTKI  FILM   O UMIERANIU





 „Dowcip” jest jednym z tych trudnych filmów, ale oglądanie go jest niezapomnianym przeżyciem, które daje nam więcej niż zwykłą kinową satysfakcję. Nie ma tutaj zagadek, ani sekretów, nie musimy się domyślać, o co chodzi. Wszystko jest treściwe od początku, od pierwszych słów, które słyszymy w filmie, kiedy to Dr. Kelekian po prostu oznajmia głównej bohaterce (Emma Thompson) : „Masz raka”.  To jest właśnie początek „Dowcipu” wyreżyserowanego przez Mike’a Nicholsa, filmu, który zmusza nas do stawienia czoła naszym największym lękom i skłania do refleksji odnośnie naszej śmiertelności.

Vivian Bearing, główna bohaterka, jest profesorem literatury angielskiej, specjalizującym się w XVII- wiecznej poezji Johna Donna. Nie ma rodziny, nie prowadzi życia towarzyskiego, ale też nie przeszkadza  jej samotne życie- jedynie z poezją Donna. Była bardzo surową nauczycielką, nie - tolerującą leniwych studentów,  nie myślała o tym, że są to tylko młodzi ludzie, którzy potrzebują rozrywki. Sama będąc na studiach, nie była zainteresowana zabawą, interesowała ją tylko poezja; była niesamowicie ambitna i pracowita - kiedy jej ówczesna wykładowczyni poradziła jej wyjście ze znajomymi, Vivian poszła do biblioteki.


Bearing, mimo że zajmowała się problematyką śmierci, w momencie, kiedy zachorowała, poczuła  wewnętrzny niepokój; straciła grunt pod nogami na skutek niewiedzy dotyczącej śmierci jako zjawiska naukowego; to było coś zupełnie innego niż twórczość Donna, gdzie śmierć jest przedstawiona bardzo poetycko . Na początku  intelekt jest jej zbroją (w Polsce film był wyświetlany pod tytułem Rozum) odnajduje pociechę w jej ukochanym angielskim poecie metafizycznym, ale szybko odkrywa, że metafora  przegrywa z naukowym żargonem; choć stara się dowiedzieć wszystkiego na temat choroby, pozostaje bezradna . Ból, cierpienie, upokorzenie jest zbyt realne i prawdziwe, by się zdystansować. W końcu dochodzi do wniosku, że już nic prawie nie różni ją  od jej studentów - rozum przegrywa

Mike Nichols podjął się bardzo trudnego zadania, nie tylko stworzył film na podstawie sztuki Margaret Edson o trudnej tematyce, ale też postanowił przedstawić historię opowiedzianą praktycznie z szpitalnego łóżka, co miało sprawić wrażenie intymności. Przez cały film Vivian patrzy i mówi wprost do kamery- do nas- wciągając nas w ten sposób w dramat, który obecnie przeżywa.  Momentem wytchnienia są jedynie sceny, kiedy pielęgniarka zaciąga zasłony lub powoli przemieszczamy się  korytarzami, ale te sceny są krótkie, a my szybko wracamy towarzyszyć Bearing w jej zmaganiach z eksperymentalną chemioterapią i niewrażliwością lekarzy.
Emma Thompson jest hipnotyzująca. Nie da się od niej oderwać oczu, chociaż często są momenty, które są po prostu za trudne do oglądania. Od początku filmu jesteśmy z nią związani, cierpimy razem z nią, przeżywamy skutki choroby, ale także doświadczamy obojętności  lekarzy. Jednak to, co naprawdę sprawia, że gra Thompson jest taka nadzwyczajna to fakt, iż  zapominamy o aktorce grającej swoją rolę, raczej myślimy, że jest to prawdziwa osoba- profesor Vivian Bearing umierającą na raka jajników.

Dużo emocji wzbudza traktowanie bohaterki przez lekarzy. Nie jest ona śmiertelnie chorym pacjentem, ale przedmiotem badań, obiektem testowym. Nie widzimy ani grama troski w ich zachowaniu, nawet pytanie o samopoczucie, które powinno być wypowiadane z choć odrobiną sympatii, brzmi fałszywie i monotonnie. Mimo okropnego bólu spowodowanego eksperymentalnym leczeniem, chemioterapia nie zostaje przerwana. To zachowanie musiało być druzgocące dla Vivian -mimo że była ona bardzo wytrzymała-   traktowanie jej jak przedmiot jeszcze bardziej spotęgowało jej poczucie samotności. Wcześniej też była samotna, nie miała rodziny, przyjaciół, nie nawiązywała głębszych znajomości ze studentami, ale była otoczona ludźmi, a nie ścianami szpitalnych sal i beznamiętnym zachowaniem lekarzy; miała też swoją ukochaną poezję, o której mogła ciągle opowiadać na wykładach. W ostatnich miesiącach jej życi,a kiedy potrzebuje chociaż trochę ciepła, zostaje sama, skazana na z góry przegraną walkę z rakiem.

Jednak główna bohaterka otrzymuje trochę empatii od pielęgniarki Susie, która troszczy się o Vivian i stara się, choć niestety bezskutecznie, oszczędzić jej bólu, tłumacząc młodemu lekarzowi, Jasonowi, że jego zachowanie jest niewłaściwe. Co najważniejsze Susie uszanowała jej wybór dotyczący odmowy reanimacji, czego nie zrobił Jason, zaślepiony wizją sławy, jaką przyniosą mu badania nad Bearing.

Najbardziej wzruszającym momentem w filmie jest jednakże scena, kiedy będącą w agonii Vivian odwiedza jej była wykładowczyni. Wtedy doznaje ona tego, czego naprawdę potrzebowała – matczynej opieki. Mimo że Susie pomagała Vivian, to nie mogła się równać z profesor Ashford. Kiedy przytula ona Vivian, czyta jej bajkę z dzieciństwa,  coś pęka w dotąd niezwykle wytrzymałej Vivian Bearing. Nie jest już wykładowczynią, nie stara się być mądra i twarda , na nowo staje się  małą dziewczynką, która po prostu musi się wypłakać z powodu bólu i bezsilności, jakich doświadcza.

 Szczególne w tym filmie było to, że po obejrzeniu „Dowcipu” doznania się nie skończyły. Powodem, dla którego został on na dłużej w mojej pamięci, była refleksja nad prawdziwością tego filmu. Tym razem byłam świadkiem czegoś, co też może zdarzyć się mnie, wszystkie okropne emocje i doświadczenia Vivian mogę też odczuć ja.  Vivian to nie jedyny taki przypadek, ludzie na całym świecie doświadczają tego, ale nie zastanawiamy się nad nimi, bo przecież to nas nie dotyczy. Świadomość tego, że też możemy zająć miejsce bohaterki, okazuje się być prawdopodobnie gorsza niż większość scen z horrorów, które przeczytamy lub obejrzymy. Bo co może być straszniejszego od świadomości, że musimy przeżyć coś, czego najmniej na świecie chcemy, a nie mamy żadnego wyboru w tej sprawie.

  
Gabriela Jedlikowska

1 komentarz:

  1. Fantastyczna rola Emmy Thompson, zwłaszcza że cały film opiera się na niej. Żadnej fałszywej nuty w jej grze, brak patosu i melodramatyzmu, mimo że gra osobę naznaczoną śmiertelną chorobą.Autentycznie wzrusza, a jest w tym prawda psychologiczna, a nie tanie chwyty emocjonalne. Aktorskie mistrzostwo świata.

    kris

    OdpowiedzUsuń